Plan B: Polacy bez wsparcia rządu szykują się na przyszłość bez węgla.

W ciągu ostatniej dekady Unia Europejska nie szczędziła wysiłków na rzecz ambitnego kursu w polityce klimatycznej i energetycznej, jednak Polska za każdym razem odpowiadała buńczuczną postawą, niejednokrotnie sprzeciwiając się porozumieniom. Bez względu na to, czy u władzy są liberałowie, czy narodowi konserwatyści, polscy politycy wydają się zgodni co do tego, że w przewidywalnej przyszłości węgiel pozostanie głównym źródłem zaspokajania potrzeb energetycznych kraju.

Zdumiewający „romans Polski z węglem” – jak powszechnie określają tę sprzeczność publicyści – można powiązać z Górnym Śląskiem, regionem na południu Polski obfitującym w złoża węgla kamiennego (węgiel kamienny odpowiada za 54 procent wytwarzanej energii elektrycznej, a węgiel brunatny za kolejne 35 procent). To stamtąd wywodzi się potężne lobby górnicze, które podobno trzyma w szachu kolejne rządy.

Udając się na Górny Śląsk, można by spodziewać się spotkania tam zatwardziałych górników, którzy nigdy nawet nie próbowali wyobrazić sobie życia bez węgla. Tymczasem Ślązacy całkiem dobrze uświadamiają sobie, że na węglu świat się nie kończy.

Rycina z Muzeum Śląskiego przedstawiająca początki górnictwa na Górnym Śląsku.

Dzika transformacja.

Górny Śląsk bardziej niż którykolwiek inny region Polski przypomina Zagłębie Ruhry w zachodnich Niemczech (zresztą wiele osób zastanawiających się nad przyszłością węgla na Górnym Śląsku odwiedzało Zagłębie Ruhry, by dowiedzieć się więcej o tworzeniu sprzyjających warunków dla transformacji post-węglowej). Miasta wyrastały tu w pobliżu nowo otwieranych kopalń jako ich zaplecze, co przyczyniło się do powstania zabudowy rozproszonej, a nie wielkiej metropolii otoczonej mniejszymi miastami. Również struktura administracyjna Górnego Śląska swoją złożonością przypomina Zagłębie Ruhry: na obszar aglomeracji katowickiej obejmującej kilka miast i liczącej 2,7 mln mieszkańców nakłada się Konurbacja górnośląska o populacji równej 5,3 mln.

Do końca I wojny światowej Górny Śląsk wraz z Katowicami znajdował się pod rządami niemieckimi (a część aż do końca II wojny światowej) i górnictwo rozwijało się tu według podobnych mechanizmów co w Zagłębiu Ruhry: zamożni arystokraci otwierali kopalnie, a ich majątek napędzał rozwój burżuazji w XIX wieku. Podobnie jak w Zagłębiu Ruhry, pierwsi przemysłowcy czuli się odpowiedzialni za dobrostan robotników, dlatego budowali w okolicy osiedla mieszkaniowe, szpitale i szkoły, z których część, podobnie jak w Niemczech, przetrwała do dziś.

Chociaż w drugiej połowie XX wieku górnictwo węgla kamiennego na Śląsku borykało się z podobnymi wyzwaniami co w Zagłębiu Ruhry – konkurencja ze strony tańszego oleju opałowego lub węgla z importu – w Polsce łagodziły je komunistyczne rządy. Dopiero po upadku komunizmu w końcówce lat 90. ujawniła się nękająca branżę plaga braku wydajności.

W przeciwieństwie jednak do Niemiec, gdzie planowanie na szczeblu krajowym i lokalnym okazało się kluczowe dla restrukturyzacji regionu, Polska czasów transformacji, ze swoimi słabymi instytucjami państwowymi o znikomym zaufaniu społecznym, pod względem prywatyzacji przemysłu przypominała Dziki Zachód.

Pierwsza fala restrukturyzacji w sektorze wydobycia węgla kamiennego na Górnym Śląsku trwała do początków XXI wieku. Zatrudnienie w branży, liczące w 1989 roku 400 tys. osób, zmniejszyło się wówczas o połowę, dziś natomiast wynosi zaledwie 80 tys. W chaotycznej restrukturyzacji zabrakło alternatywnej wizji rozwoju regionu. Pomiędzy rokiem 1998 a 2002 rząd po raz pierwszy wynegocjował z potężnymi związkami górniczymi program pomocy finansowej dla górników przechodzących na wcześniejszą emeryturę lub po prostu tracących pracę.

Sosnowiec: zarys pierwszej fali likwidacji kopalń.

Geograf Robert Krzysztofik z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach ma dość niecodzienną pasję. Wraz ze swoimi synami, bliźniakami, lubi przemierzać okolice Sosnowca, 200-tysięcznego miasta na północny wschód od Katowic, by obserwować ewolucję terenów pogórniczych. We trzech podziwiają rewitalizację terenów powydobywczych, budowy dróg finansowane ze środków Unii Europejskiej, otwieranie nowych fabryk i obiektów logistycznych.

Geograf Robert Krzysztofik obserwuje ewolucję wszystkich terenów pogórniczych w Sosnowcu.

„Oto i ono: nowe centrum logistyczne firmy Amazon, zbudowane na zdegradowanych terenach pogórniczych!”, zachwyca się Krzysztofik. „Utworzyli w Sosnowcu 6 tys. miejsc pracy.”

Krzysztofik nie kryje entuzjazmu, przejeżdżając przez dawną górniczą część Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, założonej w 1996 roku, by stymulować inwestycje w regionie dzięki ulgom podatkowym i wsparciu dla przedsiębiorstw, co w ostatnich latach zaczęło rzeczywiście przynosić pożądane efekty.

Przez ponad dziesięć lat w Sosnowcu można było obserwować tylko marazm po zamknięciu czterech kopalń węgla kamiennego i restrukturyzacji dwóch hut. Z 20 tys. mieszkańców Sosnowca, którzy wcześniej pracowali w kopalniach, obecnie w sektorze zatrudnionych pozostaje tylko 20 osób – polska firma prywatna nadal prowadzi w mieście małą kopalnię.

„Praca się pojawiła, ale chyba zbyt późno”.

Sosnowiec przekształca się obecnie w zaplecze logistyczne dla firm, które produkują w Polsce części zamienne lub sprzedają swoje produkty na dużym polskim rynku. O pracę nie jest trudno, jednak w odróżnieniu od wcześniejszego zatrudnienia w górnictwie, jest ona nisko płatna: pracownik zatrudniony w jednej z lokalnych hal może liczyć na 2 tys. zł (500 euro), czyli przynajmniej dwa razy mniej niż zarobiłby sosnowiecki górnik w czasach świetności przemysłu wydobywczego. To nie wystarczy, by zatrzymać ludzi na miejscu. Podobnie jak z innych okolicznych miast, co roku 2 tys. osób wyjeżdża z Sosnowca do pracy za granicą, a miejscowa populacja się starzeje.

„Praca się pojawiła, ale chyba zbyt późno” – mówi Krzysztofik.

Chociaż specjalna strefa ekonomiczna stworzyła miejsca pracy w regionie, nie wszyscy są jednomyślni co do jej ogólnego pozytywnego wpływu. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że wpływ netto specjalnych stref ekonomicznych na Polskę jest nieznany, ponieważ rząd nie poddał odpowiedniej ocenie ich negatywnych aspektów. Krytycznie nastawieni ekonomiści argumentują, że miejsca pracy w katowickiej specjalnej strefie ekonomicznej są nisko płatne i niepewne, a warunki pracy na ogół złe. Uważają również, że miejsca pracy z czasem i tak by się pojawiły, w specjalnych strefach lub poza nimi.

Jeden z niewielu parków technologicznych w Sosnowcu otwarto na terenie dawnej kopalni.

Podczas restrukturyzacji sektora węglowego w latach 90. liczbę kopalń węgla w Polsce zredukowano z około siedemdziesięciu do trzydziestu i taka liczba utrzymywała się w latach 2007–2014.

Na Górnym Śląsku najważniejszą spółką wydobywczą jest państwowa Kompania Węglowa (KW), która do ubiegłego roku posiadała jedenaście kopalń. Niedawno rząd przeniósł je do nowej spółki, Polskiej Grupy Górniczej (PGG). Rząd Prawa i Sprawiedliwości pokrył straty nowej spółki utworzonej w miejsce Kompanii Węglowej z pieniędzy spółek skarbu państwa, a także przekazał niektóre z najbardziej nierentownych kopalń spółce restrukturyzacyjnej w celu ich zamknięcia.

Jednak nawet po tych reformach wydobycie węgla kamiennego na Górnym Śląsku pozostaje kosztowne i jest dla państwa obciążeniem finansowym. Wydobycie odbywa się czasami na głębokości nawet 1 tys. metrów pod ziemią, a jeśli ma być kontynuowane, będzie trzeba dotrzeć jeszcze głębiej. Oznacza to, że górnicy być może aż połowę czasu pracy będą spędzać na zjeżdżaniu do złóż i wydostawaniu się z powrotem. Podczas gdy według Banku Światowego międzynarodowy koszt produkcji tony węgla kamiennego wynosi około 50 USD, w Polsce analogiczny koszt to około 76 USD.

Zasobów węgla kamiennego na Górnym Śląsku może wystarczyć na dziesiątki lat, a wielu górników, z którymi rozmawialiśmy uważa, że powinny być eksploatowane tak długo jak istnieją, zwłaszcza że Polska poczyniła niewielkie postępy w rozwoju alternatywnych źródeł energii. Ponieważ Polska pozyskuje znaczną część ropy i gazu z Rosji, węgiel postrzegany jest jako klucz do bezpieczeństwa energetycznego.

Dla samych górników miejsca pracy oferowane obecnie na Górnym Śląsku w innych gałęziach przemysłu są na ogół nadal mniej atrakcyjne niż w górnictwie. Chociaż w ostatnich latach górnicy stracili dodatkowe świadczenia, które kiedyś posiadali (14 miesięcznych pensji w ciągu roku lub darmowe przydziały na węgiel), wynagrodzenie – przynajmniej dla starszych górników – nadal jest wyższe niż w innych sektorach.

W społeczeństwie istnieje jednak świadomość, że zmiany są nieuniknione. Młodzi ludzie niechętnie zatrudniają się w górnictwie (nowo zatrudniani nie zarabiają tak dobrze jak kiedyś, a więc w przypadku młodych pracowników płace są porównywalne z innymi sektorami lub wręcz niższe) i czasami zaskakująco trudno jest znaleźć kandydatów do pracy. Unijne przepisy regulujące wydobycie węgla w Polsce są dobrze znane i górnicy rozumieją, że Górny Śląsk będzie musiał uporać się z problemem zanieczyszczenia środowiska, które nie tylko jest szkodliwe dla zdrowia, ale także powoduje wyludnianie się regionu.

Smog i jakość życia na Górnym Śląsku.

W większość pogodnych zimowych dni Polacy, szczególnie z południa kraju, zaczynają dzień od wysłuchania niezmiennego ostrzeżenia. Zanieczyszczenie powietrza pyłem zawieszonym często dwu- lub trzykrotnie przekracza normę, co oznacza, że dzieciom i osobom szczególnie narażonym zaleca się pozostanie w domach. Maski antysmogowe w wielu miastach stały się powszechnym widokiem, a mieszkańcy, zanim wyjdą z domu, rutynowo sprawdzają jakość powietrza w aplikacjach na telefonie.

Najgorsza sytuacja jest na górniczym południu kraju. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia, 33 z 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w UE znajduje się w Polsce, z czego dziesięć na Śląsku.

Według europejskiego wskaźnika rozwoju społecznego Śląsk plasuje się pod względem jakości życia na 250. pozycji pośród 272 regionów Europy. Wynika to głównie z zanieczyszczenia środowiska, bowiem Śląsk jest jednym z zamożniejszych regionów Polski o stosunkowo niskiej stopie bezrobocia.

Niektóre miasta Górnego Śląska radzą sobie lepiej niż wspomniany Sosnowiec. Duże miasta, takie jak Katowice, mają bardziej zdywersyfikowany przemysł i przyciągają firmy z sektora usług, w tym finansowych i informatycznych. W innych przypadkach, np. w Gliwicach, rozwinęły się nowe branże, takie jak produkcja samochodów. Jednak są też miejsca, takie jak Bytom, które wypadają gorzej niż Sosnowiec i pozostają w niekorzystnej sytuacji. Ogólnie jednak region zdecydowanie nie jest biedny.

Jest jednak i druga strona tego medalu. Jakość życia w regionie jest tak zła, że bez względu na możliwości gospodarcze, lokalny rozwój jest zagrożony. Ludzie stąd uciekają. W pięknym śródmieściu Katowic zabytkowe budynki stoją opuszczone, ponieważ władze nie zainwestowały w renowację, a ludzie naturalnie migrują z centrów miast na bardziej zielone przedmieścia lub w inne rejony kraju.

Na Śląsku, podobnie jak w całej Polsce, winę za smog przypisuje się spalinom z samochodów i spalaniu złej jakości węgla lub śmieci w domowych piecach. W ostatnich latach władze regionalne, w odpowiedzi na presję społeczną, wdrożyły przepisy antysmogowe zakazujące palenia śmieci i tworzące zachęty do modernizacji systemów grzewczych. To bardzo cenny pierwszy krok.

Nieliczni jednak dojrzeli do tego, by dostrzec związek pomiędzy duszącym smogiem a zależnością kraju od węgla.

Muzeum Śląskie w centrum Katowic, powstałe w miejscu zamkniętej kopalni.

Obecny rząd PiS nie tylko zobowiązał się do uratowania górnictwa.

Wspiera również budowę nowych elektrowni węglowych. Planowane są cztery duże zakłady. „Przed polskim górnictwem i energetyką jest dobra przyszłość” – powiedziała jesienią 2017 roku ówczesna premier Beata Szydło, córka śląskiego górnika, na targach branżowych w Katowicach. „Chcemy budować polską energetykę i gospodarkę w oparciu o bezpieczny miks energetyczny, w którym węgiel kamienny i brunatny będą miały niezwykle istotne miejsce”.

Rząd PiS podkreśla, że w Polsce nie ma alternatywy dla węgla, ale częściowo sam na to zapracował. Wkrótce po objęciu władzy Prawo i Sprawiedliwość zadało kilka ciosów uderzających w rozwój alternatywnych źródeł energii. Zwiększono wymaganą odległość między elektrowniami wiatrowymi a zabudowaniami mieszkalnymi, co w zasadzie zablokowało rozwój energetyki wiatrowej, a także osłabiono kiełkujący system wsparcia dla prosumentów (konsumentów, którzy chcieli wytwarzać część energii na własne potrzeby).

W 2016 roku ówczesny minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski w rozmowie z niemieckim tabloidem „Bild” powiedział: „Poprzedni rząd realizował określony lewicowy program. Tak jakby świat według marksistowskiego wzorca musiał automatycznie rozwijać się tylko w jednym kierunku – nowej mieszaniny kultur i ras, świata złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie odnawialnych źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii. To nie ma nic wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”.

Przygotowania do życia bez węgla – tak na wszelki wypadek.

44-letni Marek Wystyrk ze śląskiego miasteczka Rydułtowy zatrudnił się w kopalni jako 18-latek i pracował pod ziemią przez 9 lat. Jego chłopięcy wygląd niczym nie zdradza, że jest ojcem trójki dzieci, z których najstarsze studiuje już na uczelni ekonomicznej.

Marek Wystyrk uważa, że Polska powinna kontynuować eksploatację złóż, ale jednocześnie przygotowuje się do życia bez węgla – tak na wszelki wypadek.

„Namówiłem go na studiowanie ochrony środowiska” – mówi Wystyrk o swoim najstarszym synu – ale nie wiem co z tego będzie, bo syn kocha teatr. Mój ojciec próbował mnie odwieść od górnictwa, jednak bezskutecznie.”

Jego historia jest nietypowa. Kiedy pracował pod ziemią, jednocześnie studiował i uzyskał trzy dyplomy uniwersyteckie w dziedzinie logistyki i ochrony środowiska. Piął się po szczeblach kariery w Kompanii Węglowej, gdzie obecnie jest głównym specjalistą i koordynatorem transportu. Ciężką pracę zaczął młodo i nadal jest bardzo aktywny, także po wyjściu z biura. Wystyrk jest obecnie prezesem lokalnej organizacji pozarządowej w Rydułtowach Moje Miasto, która zajmuje się rozwojem społeczeństwa obywatelskiego oraz zapewnia seniorom opiekę i rozrywkę.

W ostatnich latach Wystyrk został radnym w Rydułtowach, a nawet startował w wyborach parlamentarnych w 2015 roku z ramienia PSL.

„Żeby zobaczyć skutki zamykania kopalń, polecam odwiedzić niektóre pokopalniane dzielnice Rybnika – tam dobrze widać z jakimi problemami społecznymi się borykamy”, komentuje gorzko. „Ogólny poziom bezrobocia nie jest wysoki, ale zdarzają się czarne plamy tam, gdzie kopalnie zamykano nagle, i to w tych okolicach występują poważne problemy społeczne”.

Wystyrk również odwiedzał niemieckie Zagłębie Ruhry lecz nie sądzi, by podobna transformacja była możliwa w Polsce, która z powodu komunistycznej przeszłości jest krajem znacznie biedniejszym. Jego zdaniem Polska powinna eksploatować dobrej jakości węgiel na Górnym Śląsku tak długo, na ile go tylko wystarczy, jednak z wykorzystaniem nowoczesnych technologii.

Co ciekawe, styl życia Wystyrka wydaje się nie pokrywać z jego przychylnymi węglowi opiniami. Były górnik, z charakterystycznym dla przedstawicieli zawodu pragmatyzmem, zadbał o alternatywę dla siebie i swojej rodziny na wypadek, gdyby wydobycia węgla jednak zaprzestano. Świadczą o tym studia syna i działalność jego organizacji pozarządowej. Wystyrk nie tylko zorganizował własne życie po węglu, lecz również zidentyfikował jeden z najpoważniejszych problemów społecznych w regionie: rosnącą liczbę osób starszych, o które nikt się nie troszczy.

Nie zaszkodziłoby, gdyby podobny pragmatyzm udzielił się całemu Górnemu Śląskowi.

Czy regiony mogą być motorem przemian?

Rząd PiS może trwać przy węglu – i utrzymywać się u władzy – przez długie lata, jednak problematyka zmian klimatycznych i zanieczyszczenia powietrza jest ważniejsza niż polityka, a jej znaczenie zaczyna docierać do świadomości społecznej. Region musi zacząć przygotowywać się na życie po węglu, nawet jeśli wciąż jeszcze energię czerpie ze spalania swoich podziemnych zasobów. Jeśli Ślązacy nauczyli się czegoś z pierwszej fali likwidacji kopalń w latach 90. to tego, że zamykanie kopalń bez opracowania alternatywnego planu w dłuższej perspektywie skutkuje poważnymi problemami społecznymi.

Badania prowadzone przez Piotra Lewandowskiego w warszawskim Instytucie Badań Strukturalnych sugerują, że „perspektywy gospodarcze dla Śląska sprzyjają obecnie stopniowej rezygnacji z węgla”.

Zdaniem Lewandowskiego niektóre rejony Górnego Śląska mają już za sobą udaną restrukturyzację produkcji i przejście od górnictwa do przemysłu chemicznego lub motoryzacyjnego. W efekcie miejsca pracy są dostępne, lecz często nie są obsadzane, ponieważ populacja się starzeje, a młodzież dłużej się kształci. Według autora badań te nowe miejsca pracy wprawdzie oferują niższe zarobki niż górnictwo, ale zapewniają „zatrudnienie wyższej jakości” jeśli chodzi o warunki pracy i jej wpływ na zdrowie. Ponadto Lewandowski odnotowuje rozkwit szkolnictwa wyższego, który przyczynia się do rozwoju sektora usług w regionie.

„Perspektywy gospodarcze dla Śląska sprzyjają obecnie stopniowej rezygnacji z węgla”.

Badania Lewandowskiego sugerują, że lokalna gospodarka może być w stanie zamortyzować wstrząs, jakim będzie nowa fala restrukturyzacji. W międzyczasie lokalne władze muszą jednak uporać się z nie lada wyzwaniem, jakim jest zanieczyszczenie środowiska na Górnym Śląsku, aby zatrzymać ludzi w regionie i utrzymać ich w dobrym zdrowiu. To ważne tendencje tworzące sprzyjające warunki do tego, by zacząć planować przyszłość po końcu epoki węgla.

Muzeum Śląskie w centrum Katowic, zbudowane w miejscu zamkniętej kopalni, jawi się jako dobra wróżba. Przypomina Muzeum Zagłębia Ruhry w Essen, wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, i jest świetnym przykładem na to, w jaki sposób stare obiekty przemysłowe mogą zostać wkomponowane we współczesny krajobraz miejski. Muzeum jest częścią tzw. Szlaku Zabytków Techniki obejmującego 42 dawne obiekty przemysłowe na Śląsku, które zostały wyremontowane i przeprojektowane dla celów turystycznych.

W Muzeum Śląskim na wystawie poświęconej historii Śląska zlokalizowanej pod ziemią, czyli tam, gdzie kiedyś wydobywano węgiel, prezentowana jest długa historia regionu, w którym węgiel jest niewątpliwie ważnym, lecz tylko epizodem w dziejach. Ekspozycja kończy się refleksją nad przyszłością regionu i wskazuje, że nowe technologie mogą wyznaczyć jego dalszą drogę.

Na ulicach Katowic przyszłość bez węgla wydaje się możliwa.

Spacerując wśród osmalonych sadzą, ale i urzekających dziewiętnastowiecznych budynków, ma się wrażenie, że krzyczą, by je oczyścić, odrestaurować i poprowadzić przy nich szlaki turystyczne. Wymagałoby to jednak również oczyszczenia powietrza. Rząd w Warszawie zajęty forsowaniem swojego punktu widzenia nawet za cenę uciekania się do autorytarnych metod, wydaje się nie interesować tym na poważnie.

Przemiany muszą wyrosnąć z ruchu oddolnego, zainicjowanego w regionie.

Tekst z just-transition.info
Tekst: Claudia Ciobanu
Zdjęcia: Ido Liven i Claudia Ciobanu z CEE Bankwatch Network
Tłumaczenie: Magdalena Klimowicz

Więcej artykułów