7 października Parlament Europejski poparł w głosowaniu podniesienie celu redukcji emisji gazów cieplarnianych na 2030 rok do 60 proc. w porównaniu do emisji z roku 1990. Jest to cel ambitniejszy od wrześniowej propozycji Komisji Europejskiej, który wynosił 55 proc. Teraz podwyższony cel redukcji emisji będzie negocjowany z Radą Europejską.
Porozumienie zawarte 25 września między związkami zawodowymi z Polskiej Grupy Górniczej (zwanymi szumnie “stroną społeczną”) a rządem, zakłada wygaszenie eksploatacji węgla kamiennego dopiero do 2049 roku przy jednoczesnym subsydiowaniu górnictwa przez państwo. Szybko zmieniająca się sytuacja w europejskiej polityce klimatycznej sprawia, że staje się ono coraz bardziej nierealne i nie będzie miało żadnego pokrycia w rzeczywistości.
Przypomnijmy dlaczego ów porozumienie jest tak kontrowersyjne. Umowa z rządem przewiduje dotowanie kopalń (ich bieżącej produkcji) z budżetu państwa, aż do czasu ich zamknięcia. Wsparcie takie stanowi pomoc publiczną, na której udzielenie musi wyrazić zgodę Unia Europejska, która z pewnością się tego nie zrobi, gdyż taka możliwość wygasła w 2018 roku. Państwa członkowskie jednak nadal mogą przyznawać środki na pokrycie kosztów nadzwyczajnych wynikających z zamykania niekonkurencyjnych kopalń węgla. Można z nich sfinansować m.in. odprawy, emerytury wyrównawcze i świadczenia socjalne dla pracowników, którzy stracili pracę, ale nie przynoszącą straty gospodarcze, społeczne i klimatyczne produkcję węgla.
Inny budzący wątpliwości punkt w umowie brzmi: “Ostateczny kształt Polityki Energetycznej Państwa uzależniony będzie między innymi od treści Umowy społecznej regulującej funkcjonowanie sektora górnictwa węgla kamiennego”. PEP 2040 i tak jest już krytykowany za swoje mało realistyczne podejście, biorąc pod uwagę stale rosnące ambicje klimatyczne UE. Przy stale rosnących cenach uprawnień do emisji CO2 udział węgla w produkcji energii elektrycznej będzie malał z każdym rokiem. Przedłużona działalność kopalń zwiększy tylko ilość węgla zalegającego na zwałowiskach.
Tak długie przedłużanie agonii nierentownych kopalń przysłużyłoby się przede wszystkim jednemu: utrzymaniu zarządu i związkowych etatów. Jak mówi dziennikarka Karolina Baca-Pogorzelska w rozmowie z Krytyką Polityczną, wielu związkowców prowadzi firmy obsługujące kopalnie, w których oni sami działają, w związku z czym likwidacja kopalń oznacza zmniejszone zamówienia dla ich firm.
Tymczasem pełnomocnik rządu ds. OZE Ireneusz Zyska podczas Kongresu DISE 2020 powiedział, że sektor morskiej energetyki wiatrowej może wykreować nawet 77 tys. nowych miejsc pracy w ciągu najbliższych dwóch dekad. Jest to dobra wiadomość z perspektywy tworzenia nowego rynku pracy w gałęzi, na której Polska może opierać swoje bezpieczeństwo energetyczne.
W ciągu najbliższych lat rozwój polskiej gospodarki będzie się opierał na inwestycjach w OZE, elektromobilność, telekomunikację czy ciepłownictwo i miejsca na węgiel w nim nie będzie. Z pewnością ręce do pracy się przydadzą, a pieniądze wydawane na subsydiowanie górnictwa węgla kamiennego bardziej by się przydały do tworzenia nowych miejsc pracy w nowych zakładach, które techniczne kompetencje pracowników branży górniczej docenią i wykorzystają.
Alina Pogoda